Cypr: Przenosiny w stronę lata! Zwiedzanie Larnaki

Do tego wyjazdu przymierzałyśmy się dobre pół roku. Babski wypad z ekipą z pracy wisiał w powietrzu przez kilka miesięcy, bez konkretów, nawet bez wybranego kierunku, aż tu nagle dzięki promocji LOT Polish Airlines stałyśmy się posiadaczkami biletów na Cypr w marcu. Każda z nas potrzebowała słońca, zmiany otoczenia i… dobrego, śródziemnomorskiego jedzenia. Jak się później okazało, miał być to ostatni wyjazd przed koszmarem, jaki zafundował światu koronawirus. 

Dzień 1 i 2, 5-6.03.2020

Start zaplanowany na 22:35 opóźnia się ze względów organizacyjnych, ale na miejscu lądujemy o czasie. Znaczy w okolicach 3:00 nad ranem… Po wyjściu z lotniska nie zostaje nam nic innego jak złapanie taksówki – o takiej porze do miasta nie kursuje żaden autobus. Niby nie jest daleko, bo to raptem 4 km, ale spacer z walizkami o takiej godzinie nie za bardzo się nam uśmiecha. Mimo późnej pory (a może właśnie zbyt wczesnej?) czuć w powietrzu wiosnę. Właśnie tego szukałyśmy! W ciągu najbliższych kilku dni przekonamy się, jak wszystko tu kwitnie i pachnie. Przeważają żółcie, ale i czerwień hibiskusów też jest zauważalna.

Póki co jednak musimy wrócić do realiów. Taksówkarze doskonale zdając sobie sprawę z naszej sytuacji rzucają kwotę 20 EUR… W nocnych godzinach cena przejazdu nie powinna przekroczyć 15 EUR (w ciągu dnia oficjalny cennik wynosi 12 EUR), ale mężczyźni nawet nie chcą słyszeć o jakichkolwiek negocjacjach. Na postoju dwie taksówki, Uber nie funkcjonuje, Bolta nie widać, stopa też nie złapiemy, bo ruch o takiej godzinie jest zerowy – jesteśmy bez szans.

Kierowca niezbyt przejmuje się jakimikolwiek zasadami ruchu. Wychodzi chyba z założenia, że o takiej porze nikt nie jeździ i już. Jazda środkiem, na czerwonym świetle… Nie dość, że trudno nam przyzwyczaić się do lewostronnego ruchu, to jeszcze to…

Po kilkunastu minutach docieramy na szczęście pod wskazany adres. Zgodnie z ustaleniami kluczyk  do apartamentu czeka w niewielkiej skrzynce przy wejściu. Po jako takim ogarnięciu się przyszła pora na drzemkę – w końcu wyjazd miał być na luzie, bez spinania się i pędzenia od atrakcji do atrakcji. A to oznacza, że jako tako trzeba się przespać.

Na pierwszy dzień zwiedzania Larnaki – czyli trzeciego co do wielkości miasta Cypru – wyspa przygotowała dla nas dość marną pogodę. Przy 300 dniach słonecznych, my akurat trafiamy na dzień deszczowy… Ale przynajmniej jest ciepło. Pierwsze kroki kierujemy w stronę mariny.

Leniwie spacerujemy po molo przyglądając się zacumowanym jachtom. Już po chwili zauważamy, że jest to miasto kotów – futrzaków tu co niemiara! Niektóre względnie zadbane leniwie prężą się i wylegują, inne z kolei wyglądają na bardzo sfatygowane swoim kocim życiem.

Śniadanie… w południe

Jest już po południu, gdy trafiamy do Coffee Corner, w którym to zamawiamy śniadanie. Mimo późnej pory oferta lokalu wciąż obejmuje różne poranne smakołyki, w tym ponoć tradycyjne cypryjskie śniadanie w postaci opiekanego, robionego lokalnie pieczywa, sadzonych jajek, kiełbaski, grillowanego sera halloumi i dżemu. Do tego zamawiam jeszcze kawę po cypryjsku (grecku). Jeszcze do niedawna praktycznie nie pijałam kawy, ale ostatnio uległo to zmianie. A kawa po cypryjsku okazuje się być doskonała!

Akurat gdy siedzimy w lokalu, nad miastem przechodzi ulewa. Natychmiast powietrze ochładza się, ale wciąż można jako tako funkcjonować bez kurtek.

Zamek w Larnace

Idąc przed siebie deptakiem trafiamy na wzniesiony w 1625 roku zamek. W murach fortecy, do której bilet wstępu kosztuje 2,50 EUR, urządzone zostało Muzeum Średniowiecza, jednak wystawa jest dość skromna – przedstawia przedmioty z okresu wczesnego chrześcijaństwa, kolekcję zdjęć malowideł z okresu Bizancjum, ceramikę. Warto wspiąć się na mury, bo roztacza się z nich widok na miasto i morze.

Przy wejściu zobaczyć można pomieszczenie, w którym odbywały się egzekucje – do 1948 roku wieszano tu zbrodniarzy.

Wielki Meczet

Z zamku doskonale widać kamienny minaret zbudowanego tuż obok Wielkiego Meczetu, który turyści mogą swobodnie odwiedzać poza godzinami kultu. Niestety akurat teraz wejście do środka nie jest możliwe – możemy zajrzeć tu za godzinę. Wielki Meczet to pamiątka z czasów, gdy Cypr nie był jeszcze podzielony, a okolice zamku zamieszkiwała spora ilość Turków.

W pierwszej połowie XVI w. budynek pełnił pierwotnie funkcje chrześcijańskiego kościoła, ale po tureckim najeździe na wyspę został on zamieniony w meczet i właśnie tę funkcję pełni po dzień dzisiejszy. To pierwszy meczet, jaki powstał na wyspie.

Kościół św. Łazarza

Na naszej drodze znalazł się również kościół św. Łazarza, pod którym zgodnie z wierzeniami znajduje się grób wskrzeszonego przez Jezusa Łazarza, pierwszego biskupa starożytnego Kitionu, na którego ruinach powstała Larnaka. Miasto, które nazwę swą wzięło od greckiego słowa larnaks oznaczającego sarkofag. A to dlatego, że odnaleziono tu grobowce. Ogromna ilość złota i najróżniejszych zdobień wprawia w tym miejscu w oniemienie!

W kilku lokalnych sklepikach robimy zakupy na śniadanie na kolejne dni. Skupiamy się głównie na serach i warzywach, które mają tu niesamowity smak! Pomidory są doskonałe. Podobnie jak i cypryjskie wino commandaria. W planie jest powrót do apartamentu, zostawienie zbędnych rzeczy i dalszy podbój miasta, ale kończy się na tym, że kilka godzin spędzamy na pogaduchach nad winem i przekąskami.

Z mieszkania wybywamy dopiero wieczorem. Na kolację wybieramy się do dobrze ocenianej restauracji Psarolimano. Mamy do przejścia 2 km nadmorskim deptakiem – na niebie widać gwiazdy, więc szanse na sprawdzenie się prognozy pogody na dalszą część wyjazdu są całkiem spore.

Psarolimano i owoce morza

W Psarolimano sporo stolików jest zajętych, ale nie widać turystów. Biesiadują tu całe rodziny i grupy znajomych. Obsługa zaraz wskazuje nam wolny stolik i zamawiamy talerz pełen morskich pyszności. Grillowane kalmary, ośmiornica, mątwy, krewetki, ryby… Wszystko jest świeże (w przeciwieństwie do Psarolimano w wielu innych restauracjach dania przygotowywane są z mrożonek) i pyszne, rozpływające się w ustach. Nie ma mowy, żeby kalmary czy ośmiornica były gumowate. Do tego doskonałe wino i można zapomnieć o szarościach dnia codziennego.

W drodze powrotnej zaglądamy jeszcze na moment do mijanego baru, w którym to właśnie odbywają się tańce. Zmęczenie jednak tak daje mi się we znaki, że postanawiam wrócić do apartamentu. Dość wrażeń na ten dzień.


Spodobał Ci się powyższy tekst? Polub go na Facebooku lub udostępnij, może komuś się przyda! Będzie mi również niezmiernie miło, jeśli pozostawisz po sobie ślad w postaci komentarza. 

Cztery kroki do udanego urlopu: wyszukaj lot...
... zarezerwuj nocleg... Booking.com
... wypożycz samochód...
... zminimalizuj swoją odpowiedzialność w razie uszkodzenia auta i ciesz się wyjazdem!

Powiązane teksty

Skomentuj